poniedziałek, 14 marca 2011

Realizm       Czesław Miłosz










Nie jest całkiem źle z nami, jeżeli możemy
Podziwiać holenderskie malarstwo. To znaczy,
Że co nam opowiadają od stu, dwustu laty,
Zbywamy wzruszeniem ramion, Choć straciliśmy
Dużo z dawnej pewności. Godzimy się
Że te drzewa za oknem, które chyba są,
Udają tylko drzewiastość i zieleń,
I, że język przegrywa z wiązkami molekuł.
A jednak to tutaj, chleb, talerz cynowy,
Półobrana cytryna, orzechy i chleb
Trwają i to tak mocno, ze trudno nie wierzyć.
I zawstydzona jest abstrakcyjna sztuka,
Choć żadnej innej nie jesteśmy godni.
Więc wchodzę między tamte krajobrazy,
Pod niebo chmurne skąd wystrzela promień
I w środku ciemnych równin jarzy się plama blasku,
Albo na brzeg zatoki, gdzie chaty, czółna,
I na żółtawym lodzie maleńkie postacie.
To wiecznie jest, dlatego że raz było,
Przez jedną chwilę istniejąc i niknąc.
Splendor ( i najzupełniej niepojęty)
Okrywa popękane mury, śmietnisko,
Podłogę karczmy, kaftany biedaków,
Miotłę i ryby skrwawione na desce.
Raduj się, dziękuj! Więc dobyłem głosu
I złączyłem się z nim w chóralnym śpiewaniu
Pośrodku kryz, koletow, spódnic atłasowych,
Już jeden z nich, przeminionych dawno.
I wzbijają się pieśni, jak dym z kadzielnicy.






****

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz