wtorek, 23 grudnia 2014

Wiersz z dedykacją               Jan Twardowski


                                                                                                    Zbigniewowi Herbertow



Tu znowu jest tak samo i nic się nie zmienia
trójkątne liście brzozy i olchy okrągłe
akacja pachnie jak za czasów Prusa
obowiązkowo bo zawsze przed deszczem
altana niby bliska a woła z daleka
młodej kobiety bój się, przed starą uciekaj
leszczyna rodzi swój orzech laskowy
tak sobie dla zagadki nazwany tureckim
ogórki jak wiadomo rosną tylko nocą
pszczoła staroświecka jak z carskiego złota
na trzeciej parze nóżek trzyma swój koszyczek

Poznasz tu łatwo jak się kto uśmiecha
koń rży pies merda wół w dobrym humorze
żeby było zabawnie ustawia się bokiem
cień drzewa w samo południe wskazuje na północ
święta cebula krewna zdechłej lilii
strip - tease przyzwoity zasłania swym płaszczem
chamka czapla bezczelna coraz bliżej wody
denerwuje bociana bo ma palce żółte
znów Pan Bóg kocha żabę nie za to że skrzeczy
żaba skrzeczy dlatego że Pan Bóg ją kocha
a Pan Bóg jest tak prosty że musi być duchem

Pan Cogito zdumiony meandrami świata
niech wybaczy wiersze rwane prosto z krzaka




wtorek, 16 grudnia 2014

Stary Prometeusz                            Zbigniew Herbert


Stary Prometeusz 
pisze pamiętniki.
Próbuje w nich wyjasnić
miejsce bohatera w systemie konieczności,
pogodzić spr
zeczne ze soba pojęcie
bytu i losu...
Ogień buzuje wesoło na kominku,
w kuchni krzata się żona- egzaltowana dziewczyna,
która nie mogła urodzić mu syna, ale pociesza się,
że i tak przejdzie do historii.
Przygotowanie do kolacji na którą ma przyjść
miejscowy proboszcz i aptekarz
najbliższy teraz przyjaciel
Prometeusza.
Ogień buzuje na kominku,
na ścianie wypchany orzeł i list dziękczynny tyrana Kaukazu,
któremu dzięki wynalazkowi Prometeusza
udało się spalić zbuntowane miasto.
Prometeusz śmieje się cicho.
Jest to teraz jednyny sposób
wyrażenia niezgody na świat.




piątek, 28 listopada 2014









jeszcze               Jan Twardowski



Jeszcze się trzymasz własnego szczęścia za włosy
odkładasz sobie w byle garnuszku
piszesz pamiętnik to znaczy stawiasz sobie pomnik
dlatego powietrze karmi cię skąpo
nie prowadzą niewidzialne ręce
to co wielkie nie przychodzi mimo woli
ból daremny - bo nie umierasz
nie umiesz oddać siebie
to jakże masz dostać wszystko










.

niedziela, 23 listopada 2014


Przebudzenie           Zbigniew Herbert





Kiedy opadła groza pogasły reflektoryodkryliśmy że jesteśmy na śmietniku w bardzo dziwnych pozach jedni z wyciągniętą szyją 
w rękach mieliśmy kawałki blachy i kości
(światło reflektorów przemieniało je w symbole)
ale teraz to były tylko kości i blacha
nie mieliśmy dokąd odejść zostaliśmy na śmietniku
zrobiliśmy porządek
kości i blachę oddaliśmy do archiwum
Słuchaliśmy szczebiotania tramwajów jaskółczego głosu fabryki i nowe życie słało się nam pod nogi

drudzy z otwartymi ustami z których sączyła się jeszcze ojczyzna  inni z pięścią przyciśnięta do oczuskurczeni emfatycznie patetycznie wyprężeni




poniedziałek, 10 listopada 2014


Jak długo grać będą...        
Jacek Kaczmarski 


 

Jak długo grać będą
Pastuszków fujarki,
Nim senne owieczki powiodą na rzeź,
Nim w proch się rozsypią
Królewskie podarki -
Modlitwa zamieni się w pieśń?


Jezuskowi chłodno i głodno,
Matka Boska twarz ma pogodną,
Bo już wie, czym prawdziwy jest ból.
Nim zapłacze w rozpaczy -
On oprawcom wybaczy;
Oto człowiek - ofiara i Król.


Jak długo pielgrzymi
Wytrwają w dobroci,
Gdy wrócą pomiędzy nikczemnych i złych,
Nim żądni przemocy
Fałszywi prorocy
We wrzawie wyłonią się z nich?


Jezuskowi chłodno i głodno,
Matka Boska twarz ma pogodną,
Bo już wie, czym prawdziwy jest ból.
Nim zapłacze w rozpaczy -
On oprawcom wybaczy;
Oto człowiek - ofiara i Król.


Jak długo w miłości
Wytrzyma lud prosty
Nim krzywda znów wsączy nienawiść do krwi,
Nim hymn jakiś wzniosły
Żelaza wyostrzy
I pięści uderzą o drzwi?


Jezuskowi chłodno i głodno,
Matka Boska twarz ma pogodną,
Bo już wie, czym prawdziwy jest ból.
Nim zapłacze w rozpaczy -
On błądzącym wybaczy;
Oto człowiek - ofiara, a Król.

piątek, 7 listopada 2014

Jesteś                   Jan Twardowski




Jestem bo Jesteś
na tym stoi wiara
nadzieja miłość spisane pacierze
wielki Tomasz z Akwinu i Teresa Mała
wszyscy co na świętych rosną po kryjomu
lampka skrupulatka skoro Boga strzeże
łza po pierwszej miłości jak perła bez wieprza
życie ludzi i zwierząt za krótka choroba
śmierć co przeprowadza przez grób jak przez kamień
bo gdy sensu już nie ma to sens się zaczyna
jestem bo Jesteś. Wierzy się najprościej


wiary przemądrzałej szuka się u diabła




1989











******

środa, 5 listopada 2014







Pod niebem pełnym cudów                Raz Dwa Trzy 













Pod niebem pełnym cudów
nieruchomieję z nudów
właśnie pod takim niebem
wciąż nie wiem czego nie wiem

światło z kolejnym świtem
ciągle nazywam życiem
które spokojnie toczy
swą nieuchronność nocy

ten błękit snów i pragnień
niejeden z nas odnajdzie
a niechby zaszedł za daleko
pewnie zostanie tam
pewnie zostanie sam

pod cudnym niebem jeszcze
każdy choć jedno miejsce
być może ma i chwilę
gdy godnie ją przeżyje

bo nieba co w marzeniach
spełnia się albo zmienia
skłonni jesteśmy szukać
do bram jego ciężkich pukać

spójrz gwiazdy matowieją
i niczym się nie mienią
zwykliśmy je zaklinać
i szczęście swoje mijać

bo w niebie z którego dotąd
nie wrócił nikt bo po co
wieczna sączy się struga
przyjemnej wiary w cuda










poniedziałek, 3 listopada 2014


Odpowiedź na ankietę "Twój system wartości"                     Jacek Kaczmarski







Polityka mi wisi
Dorodnym kalafiorem.
Błogosławieni cisi
I ci, co pyszczą w porę.
  Historia mnie nie bierze,
  Literatura nudzi.
  Ja tam dziś w nic nie wierzę,
  A już na bank - nie w ludzi.
    Nawet drzewa twardnieją, by przeżyć,
    Co tu mówić o ludziach, frajerzy!
A jak się urządzili
Ci z władz i z opozycji?
Ten bił, a tego bili -
Obydwaj dziś w policji.
  Więc żaden mnie nie skusi
  Na byle ćmoje-boje.
  Błogosławieni głusi
  I ci, co słyszą swoje.
    Nawet drzewa, by przeżyć, korzenie

    Zapuszczają głęboko pod ziemię.
Katabas kirchę wznosi
Nie dla nas, a dla Pana.
Więc jakby sam się prosił
By z glana kapelana.
  Mnie tego nikt nie wrzepi,
  Ja chcę mieć święty spokój.
  Błogosławieni ślepi
  I ci, co widzą w mroku.
    Nawet drzewa rosną w ciemnościach
    W dupie mają - na czyich kościach.
Mnie nie rajcuje kasa,
Kwatera czy gablota.
Jak trafię skórę - klasa -
Pieroga wyłomotam.
  Wykaże test, żem HIVnik,
  To w żyłę - i odjadę.
  Błogosławieni sztywni
  I ci, co żyją z czadem.
    Nawet drzewa próchnieją przedwcześnie
    A przecież istnieją - bezgrzesznie.

sobota, 1 listopada 2014

Cmentarz warszawski                     Z.Herbert


Tej ściany
ostatniego widoku
nie ma

wapno na domy i groby
wapno na pamięć

ostatnie echo salwy
uformowane w kamienną płytę
i zwięzły napis
odbity spokojną antykwą

        przed najazdem żywych
        umarli schodzą głębiej
        niżej

        skarżą się nocą w rurach żalu
        wychodzą ostrożnie
        kropla po kropli

        jeszcze raz zapalają się
        za byle potarciem zapałki

a na powierzchni spokój
płyty wapno na pamięć

na rogu alei żywych
i nowego świata
pod stukającym dumnie obcasem
wzbiera jak kretowisko
cmentarz tych którzy proszą
o pagórek pulchnej ziemi
o nikły znak znad powierzchni

czwartek, 30 października 2014

Ciałko                                  Jerzy Porębski





Było to w trasie, słonko skwierczało
A z podkoszulkiem sklejone ciało
Czegoś by chciało
Czegoś by chciało

Więc ja mu naprzeciw, tak dla ugody
Na grzbiet wylałam wiaderko wody
A ono - mimo, że wychłodniało
Znów czegoś chciało

No, może za dużo coś wczoraj zjadło
Może uwiera go w boku sadło
Może by chciało pójść do lekarza
Nie, nie - powtarza, nie, nie - powtarza

Na nic sposobów różnych próbuję
Ciałku wyraźnie czegoś brakuje
To się zaziębi, to się zapoci
To zechce śledzi, to znów łakoci

Więc, myślę ci ja sobie - załatwię tego drania
Nastawiam budzik pośrodku spania
I ciemną nocą to cielsko budzę
Patrzę, a ono takie jakby cudze

Kręci się, wierci, coś kryje na dnie
Lecz każdym nerwem czuję dokładnie
Że nie chce wyznać mnie - byle komu
Że bardzo lubi siedzieć w domu

Ja scenę kocham, ja scenę szanuję
Ja się na scenie bardzo dobrze czuję
Lecz wożę z sobą tę kupę złomu
Co bardzo lubi siedzieć w domu

Ludzie, chłopaki, profesorze
Kto w takiej wojnie wygrać może
Gdy ciało do powrotu zmusza
A znów na scenę ciągnie dusza

I tak dwadzieścia lat przeleciało
Ja i to ciało
Ja i to ciało
Ja i to ciało
Ja i to ciało

Ciao!


Edyta Geppert

środa, 29 października 2014



Mury ' 87 (Podwórko)     Jacek Kaczmarski 





Jak tu wyrywać murom zęby krat,
Gdy rdzą zacieka cegła i zaprawa?
Jakże gnijącym gruzem - grzebać stary świat,
Kiedy nowego nie ma czym i - na czym stawiać?
O czym dziś na podwórku śpiewać
Liszajom obsuniętych ścian,
Gdzie nawet skrawek nieba ziewa
Na widok tych - śmiertelnych ran?



We wklęsłym bruku tylko lśni
Wieczna bez dna kałuża - i
Widać w niej groby, groby, groby
Pod całunem naszych dni.


Historia się zmieniła w mułu mur,
W którym ugrzęzną myśli, wzrok i dłonie.
Staruszek w czerni, przed kapliczką łzawy chór
Rozmokły tynk, jak gąbka nieuchronnie wchłonie.
Wieczne światełko tli się jeszcze,
Grzeje się w nim w słoiku kwiat,
A za zamkniętą bramą - przestrzeń
Ślepej uliczki w wielki świat...


We wklęsłym bruku tylko lśni
Wieczna bez dna kałuża - i
Widać w niej groby, groby, groby
Pod całunem naszych dni.



Napis na murze dłużej tutaj trwa
Niż człowiek, co wydrapał go z wieczora:
Pół wieku dni podobnych do każdego dnia
Na śladach kul - tych z wojny i tych z wczoraj...
Ot, co zostaje z wielkiej rzeki
Myśli, zapachów, głosów, barw:
W murach podwórka er zacieki,
W szczelinach warstwy martwych larw.



Droga stąd już tylko w dół -
W uścisk gliny, w pleśni plusz
Pomiędzy groby, groby, groby,
Których dawno nie ma już...




sobota, 18 października 2014


Teza Don Kichota         Jacek Kaczmarski 



Czoło mi stary garnek studzi,
Niesie wierzchowiec sparszywiały,
Lecz niesie godnie.
Nie widzę celu w drodze ludzi,
Co z pragnień tworzą ideały,
A z ideałów zbrodnie.
Sancho się nadziejami łudzi,
Że będzie rządził wyspą całą,
Bo rządzić modnie.
Po co mam sługę ze snu budzić,
By z pragnień tworzył ideały,
A z ideałów zbrodnie.
Mnie byle mrzonka nie podjudzi,
W prawdziwej bom tęsknocie trwały
Miłości siodle.
Dlategom obcy pośród ludzi,
Co z pragnień tworzą ideały,
A z ideałów zbrodnie.
Sancha świat, który widzi, nudzi,
Ja go uważam za wspaniały
Podarek od niej.
Brak sensu każdy obraz zbrudzi
I z pragnień zrodzi ideały,
A z ideałów zbrodnie.
Sługa chce złudy, ja opoki,
Sługa chce złudy, ja opoki,
Myślą szlachetne tworząc fakty.
Tak wędrujemy przez epoki,
Tak wędrujemy przez epoki,
Sancho - marzyciel i ja - praktyk.




 

wtorek, 14 października 2014



Odpowiedź                                   Marian Hemar 


Nikt z nas z Ojczyzną umów nie zawierał.
Z nikim Ją pacta nie wiążą conventa,
Jak mu żyć przyjdzie, jak będzie umierał,
Że go dostrzeże w tłumie, że spamięta.
Że — choć spóźnionej — nie cofnie buławy
Odchodzącemu. Niesytemu sławy.

Nie przyrzekała oszczędzać goryczy,
Ani że słodkim będzie karmić chlebem,
Ani że łzy, czy zasługi policzy
I krzyk dosłyszy pod wysokim niebem.
Niczyje do niej nie dotrą pretensje
O "wolność", "równość", o łupy i pensje.

Jednakie wiano, łaska Jej jednaka
Złożyła w każdej kołysce dziecięcej
Muśnięciem świętych warg: miano Polaka,
By potem nie dbać, nie pamiętać więcej
I samej, dalej, w mrozach i purpurach,
Skrzydłami wieków bijąc — płynąć w chmurach.

A potem nie ma już takiego sądu,
Ani władz takich, potęg ani ocen,
Ani instancji takiej, ani rządu,
Ani synodu, który byłby mocen
Wymazać z czoła, jak w paszporcie kreską
Rubrykę Polak — Jej łaskę niebieską.

Kto raz ochrzczony niewidzialnym znakiem,
Błogosławiony potem, czy przeklęty,
Będzie Polakiem, nie więcej Polakiem
Niż byle łajdak, i nie mniej niż święty.
Już nim zostanie, choćby sam się burzył,
Choćby nie chciał sam. Chociażby stchórzył.

Choćby nie wiedział. Będzie już, tak samo,
Jak bez zasługi każde dziecko, które
W pierwszym swym słowie powiedziało "mamo"
I pomyślało "niebo" patrząc w górę
I dziś wie: "ziemia" — "chleb" — "woda" i "drzewa"
I polskie słowa w polskiej piosnce śpiewa.

A ci, co krzyczą, że u nich w arendzie
Patenty zasług różnych kategorii,
Że wedle zasług będą stawać w rzędzie,
Wyznaczać działki na kartach historii —
Jeśli ci lepsze przydzielili grunta,
Ciesz się. Kupiłeś kolumnę Zygmunta.

Może cię inni Polacy wypędzą,
Wzgardą zaszczują, zelżą jeszcze w grobie,
Głodem zamorzą, zakatrupią nędzą —
Nie wiń Jej o to — Jej nie ma przy tobie.
Ale cios każdy, który w ciebie zmierza,
W Jej piersi trafia! W Jej serce uderza!

Gdy miecz i pióro z ręki ci wytrącą,
Gdy cię przemocą osaczą bezprawną,
Gdy cię "odprawią", jak z domu służącą,
By tylko śmierć ci zostawić niesławną -
Odpowiedz wzgardą. Ale w łzach nie mięknij!
Im trudniej być Polakiem — tym bądź piękniej!

Wytryśnie czasem tłumu wrzask zwycięski,
Bywają wielkie, błyszczące wiktorie,
Od których potem czarny cień, cień klęski
Upada taką plamą na historię,
Że tylko klęską można zmyć te ślady.
Nasza historia zna takie przykłady.

Zna i ordery i wieńce wawrzynów,
Które umarłym na nic — czoła palą
I są po wiekach jeszcze hańbą synów,
I zna, miotane nienawiści falą
Klątwy, co tylko mocy archanielskiej
Przydają potem trumnie — już wawelskiej.

Dulce, decorum est pro patria mori!
Ale też wszędzie, gdzie walczący pada
Twarzą do wroga — jest pole Cecory.
I tam się Polska nad nim chyli, blada,
Choćby w swym boju sam jeden był całem
Wojskiem i sam był wojska generałem.

Niech tyle wskóra twoje biedne męstwo,
Że z takich setek i setek tysięcy
Klęsk bezimiennych — Jej wielkie zwycięstwo
Powstanie kiedyś. Nie trzeba więcej
W godzinie śmierci i w obliczu trumny.
To dość — by wnuk twój mógł być z ciebie dumny.

Nie trzeba więcej. Nie trzeba nadziei.
Potrzebny tylko jeden krzyk Rejtana.
Czasem potrzebna jedna śmierć Okrzei.
Chociażby bitwa była już przegrana
I sztandar w prochu, choćby go deptali
Ktoś jeszcze zginął. Więc wojna trwa dalej! 


 



1938

wtorek, 7 października 2014


Słoń                  Zbigniew Herbert

Właściwie słonie są bardzo wrażliwe i nerwowe.
Mają bujną wyobraźnią, która pozwala im niekiedy
zapomnieć o swoim wyglądzie. Kiedy wchodzą do wody,
zamykają oczy. Na widok własnych nóg wpadają w
rozdrażnienie i płaczą.
Sam znalem słonia, który zakochał się w kolibrze. Chudł,
nie spał i w końcu umarł na serce. Ci, którzy nie znają natury
słoni, mówili : był taki otyły.









.

czwartek, 18 września 2014






Zwątpienie                     Jacek Kaczmarski


Co nas obchodzić mogłoby w tym kraju,
Gdzie przyjaciele z dala się obchodzą -
Czy się wrogowie starzy dogadają,
Kogo pogodzą a komu dogodzą.

Na co się jeszcze obrażać w ojczyźnie
Przeobrażonych i po obrażanych,
Gdzie, jeśli ktoś cię przez przypadek liźnie -
To, by otworzyć - nie zaleczyć - rany.

Czego na Boga pragnąć móc nad Wisłą,
Co nie jest jeszcze marzeniem spragnionych?
Fatamorgana - nazywa się "przyszłość",
Źródła w oazach - strute, lub strzeżone.

Kogo wśród swoich bliźnich nienawidzić
Uszlachetniając podłość przez nienawiść,
Gdy się nienawiść brzydzi tym, co widzi
I w bezsilności - nudzi, a nie dławi.

Na co się skarżyć wśród prawnuków Skargi,
Dla których słowa, nie myśl - to rozmowa?
O chórze marzą roztrzepane wargi
Internowane w gadających głowach.

Kogo potępiać i czym, jeśli stempel
Zastąpił tępe ostrze potępienia
I - bezszelestnie, żeby iść z postępem,
Trzeba udzielać hurtem rozgrzeszenia?

Komu dać miłość w cieniu Jasnej Góry,
Gdzie wszyscy tak ukochani boleśnie,
Że blizny wiary są bliznami skóry
Próbując żywym przyswoić nieszczęście.





Co zdradzić jeszcze w państwie Targowicy
Gdy komuniści też krzyczą o zdradzie
I próżne plany państwowej mennicy,
Żeby srebrniki były wciąż na składzie.

Jak wierzyć szczerze w narodu świątyni,
Gdy na sztandarach - aksjomaty wiary
Powyszywane są nićmi złotymi,
A dusza warczy, gdy widzi sztandary.

Kogo wynosić pod niebo Lechitów,
Gdzie tylu było dziwnie wyniesionych
I braknie brązu dla nowych pomników
Wśród tylu starych - jeszcze nie strąconych.

Jak żyć w tylekroć zdobytym Muzeum
Gdzie nieżyjący życia się trzymają
Wbrew rozsądkowi śpiewając "Te Deum"
By nas coś wreszcie obeszło w tym kraju.










wtorek, 9 września 2014


Kura                         Zbigniew Herbert



 


Kura jest najlepszym przykładem, do czego doprowadza bliskie
współżycie z ludźmi. Zatraciła zupełnie ptasią lekkość i wdzięk.
Ogon sterczy nad wydatnym kuprem jak za duży kapelusz
w złym guście: Jej rzadkie chwile uniesienia, kiedy staje na
jednej nodze i zakleja okrągłe oczy błoniastymi powiekami,
są wstrząsająco obrzydliwe. I w dodatku ta parodia śpiewu,
poderżnięte suplikacje nad rzeczą niewypowiedzianie
śmieszną: okrągłym, białym, umazanym jajkiem.
Kura przypomina niektórych poetów.










.

czwartek, 28 sierpnia 2014

PIOSENKA O KOŃCU ŚWIATA                  Czesław Miłosz




W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.

W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa
I noc gwiaździstą odmyka.

A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.

Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.






poniedziałek, 25 sierpnia 2014




Wojna                       Zbigniew Herbert













Pochód stalowych kogutów. 

Chłopcy malowani wapnem. 
Aluminiowe opiłki burzą domy. 
Wyrzucają ogłuszające kule w powietrze całkiem czerwone. 
Nikt nie uleci w niebo. 
Ziemia przyciąga ciało i ołów.

piątek, 1 sierpnia 2014


Rocznica                      Marian Hemar





Gdy naród warszawski się porwał do boju,
Gdy z bronią powstali cywile -
Gdzie ty byłeś wtedy, sowiecki gieroju?
Za Wisłą, opodal, o mile.

O, cześć wam, radzieccy kamraci!
O, cześć, towarzysze przytomni!
Za pomoc w Powstaniu niech Bóg wam zapłaci
A Polska wam jej nie zapomni.

Gdy ponad Warszawa świeciły się luny
Powstańczej, szaleńczej batalii,
Za Wisłą czekali sołdaci komuny,
Aż ogień się do cna wypali.

O, cześć, sojuszniku łaskawy!
O, cześć wam, radzieccy kamraci!
Za pomoc dla ludu walczącej Warszawy,
Niech Bóg wam stokrotnie zapłaci!

Gdy trupem padały kobiety i dzieci
U miejskich barykad i szańcow,
Za Wisłą spokojnie czekali sowieci,
Az Hitler dobije powstańców.

O, cześć wam, o cześć, w samej rzeczy!
O, cześć wam, o cześć, demokraci!
Za pomoc w Powstaniu, za pospiech w odsieczy,
Niech Bóg wam stokrotnie zapłaci!

Ten sam Rokossowski, nasz wódz-falsyfikat,
Widokiem się nie mógł nacieszyć
I mruczał: Dopóki strzelają z barykad -
Nu, nima do czego się spieszyć.

O, cześć ci marszałku zwycięski!
Za odsiecz ginących twych braci,
Za pomoc Warszawie w tej dobie jej klęski,
Niech Bóg ci stokrotnie zapłaci!

A Bierut w Lublinie, a Bierut sobaka,
Rozkazy już zaczął powielać:
Każdego Paljaka, kto tylko był w AK
Od razu na miejscu rozstrzelać!

O, czesc wam, moskiewskie bieruty!
O, czesc wam, ludowi kamraci!
Niech Bóg wam stuleciem straszliwej pokuty
Za zdradę Warszawy zapłaci!

A dzisiaj, ta ciżba moskiewskich zaprzanców,
A dzisiaj, te same psubraty
Z butami się pchają na groby powstancow
I wieńce im niosą i kwiaty -

Dziś oni te groby chcą wziąć w swą arendę
I ukraść im honor tej chwili
I zwołać umarłych pod swoja komendę,
Gdy żywych juz sami dobili.

Ach, precz stąd radzieccy kamraci!
Ach, precz stąd, zdradzieccy psubraci!

Czekaliście wtedy, i dziś poczekajcie.
Nie bójcie się. Bóg wam zapłaci.

czwartek, 3 lipca 2014

Honor i Ojczyzna               Tadeusz Polkowski







Honor i Ojczyzna, czy znacie te pojęcia?
Chyba nie bo patrzycie tylko co tu jest do wzięcia.
A nie o wasze zyski powinno tutaj chodzić
A tym Krajem powinni rządzić patrioci (x2)

Prawda jest jedna a mnie łapie zaduma
O tym, że media kłamią jak jebana komuna.
Pomyśl ilu niewinnych w pudle siedzi złodziei
Pomyśl o tych ludziach co za Polskę ginęli.
Zamiast uczciwych ludzi stołki bierze w chuj śmierdzieli
Co za sprzedaż ojczyzny by parę złotych wzięli.
Wielki światowy biznes rządzi w naszym Kraju
Zamiast patriotów w rządzie mamy zdrajców i lokajów.
Mieli obniżyć podatki, a po cichu chcą je zwiększyć
Inny organ wyśle szpiegów żeby między ludźmi węszyć.
I patrz jak się bredzą te śmieci w błyskach fleszy
Może kilka słów prawdy ich na chwilę speszy.
Media są w ich rękach, więc nie dotrze to do rzeszy
Gdy samotne matki płaczą, władza za nami się cieszy.
System to zdradziecka mafia ma psów i agentów,wojsko
Tadek z Firmy się martwi co będzie z tobą Polsko

Honor i Ojczyzna, czy znacie te pojęcia?
Chyba nie bo patrzycie tylko co tu jest do wzięcia.
A nie o wasze zyski powinno tutaj chodzić
A tym Krajem powinni rządzić patrioci (x2)

Władza trzyma z tymi co trzymają media
Gdy w połowie polskich rodzin jest zwykła tragedia.
Ich grube interesy schowane w medialnych bredniach
Nie widzi tego wcale polska klasa średnia.
Rząd tłumaczy się z wszystkiego stekiem śmiesznych banałów
W międzyczasie ktoś zawalczy o wolność dla pedałów.
Pod ścianą was zostawić za stanu zdradę
Jednak kto miałby to zrobić jak stoicie ponad prawem?
Z każdej kolejnej afery wyjść dacie radę
Nigdy nie istniała grupa trzymająca władzę.
Nigdy Nie było komuny SB i WSI
Okradacie swą Ojczyznę czy wam kurwy nie jest wstyd.
Nie słyszycie płaczu dzieci, które z głodu cicho łkają
Nie słyszycie płaczu rodzin kiedy wyroki padają.
Tadek z firmy od władzy czuje ziomek gruby smród
I nie rzuci nigdy ziemi skąd jest nasz polski Ród.

Honor i Ojczyzna,czy znacie te pojęcia?
Chyba nie bo patrzycie tylko co tu jest do wzięcia.
A nie o wasze zyski powinno tutaj chodzić
A tym Krajem powinni rządzić patrioci (x2)

Każda zagraniczna szycha może Polaków obrazić
Żaden z was się nie odezwie bo boicie się narazić.
Mieliście zdrajcy służyć nie im tylko nam
Niech rozliczą was na wejściu do piekielnych bram.
W waszych sercach lewizna, nie honor i Ojczyzna
Chociaż żaden z was do tego nigdy się nie przyzna.
Sprzedajecie polski biznes po cichu i po trochu
Żeby była sprawiedliwość ludzie siedzą za gram prochu.
A prawdziwe zło w limuzynach i pałacach
Doją własny kraj bez moralnego kaca.
Dług polski na świecie rośnie a dochód się kurczy
Daliśmy się oszukać rozumiecie to już czy.
Po ich praniu mózgu wielu z was dalej błądzi
Straszyli Kaczorem by mógł Donald nami rządzić.
Gdy słyszę jak kłamiecie w szkiełku wy jebane szuje
Mam szczęście w nieszczęściu bo tego nie kupuję.

Honor i Ojczyzna, czy znacie te pojęcia?
Chyba nie bo patrzycie tylko co tu jest do wzięcia.
A nie o wasze zyski powinno tutaj chodzić
A tym Krajem powinni rządzić patrioci (x2)

czwartek, 26 czerwca 2014


Bajeczka z perspektywki        
Jacek Kaczmarski



Raz na wysepce obleganej
Żywiołkiem wrogich mórz
Panował z świtką swą - tyranek
Nad milionkami dusz.

W więzionkach czasik narodkowi
Z dzionka na dzionek płynął
Tyranek zaś się wił i głowił
Jak władzkę mieć - nie ginąc.

Wysepka nikła z wszystkich stronek
W żarłocznych oceankach.
Nie było komu wziąć w obronkę
Wysepki, ni tyranka.

Wreszcie wypuścił zza krateczek
Ludku rezerwki krzepkie:
Dla dóbrka dziatek i mateczek
- Ratujcie nam wysepkę!

Wolnostka ta im dała siłkę
A, że poglądki mieli prędkie,
Z rozsądnej wolki ich za chwilkę
Tyranek został prezydentkiem.

Wysepce nadal morza grożą
I wolne gryzą się bestyjki -
Jeden tyranek ma ostrożną
Nadziejkę przejść do historyjki

sobota, 21 czerwca 2014

Potęga smaku           Zbigniew Herbert



Pani Profesor Izydorze Dąmbskiej

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru nasza odmowa niezgoda i upór mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku Tak smaku w którym są włókna duszy i cząstki sumienia


Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono
słano kobiety różowe płaskie jak opłatek
lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha
lecz piekło w tym czasie było jakie
mokry dół zaułek morderców barak
nazwany pałacem sprawiedliwości
samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce
posyłał w teren wnuczęta Aurory
chłopców o twarzach ziemniaczanych
bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach

Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obracał się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy

dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu

Tak więc estetyka może być pomocna w życiu
nie należy zaniedbywać nauki o pięknie
Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać
kształt architektury rytm bębnów i piszczałek
kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów

Nasze oczy i uszy odmówiły posłuchu
książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru
mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi
lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku
Tak smaku
który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo
choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała
głowa