poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Oprócz błękitnego nieba               Marek Jackowski


Kiedy jestem sam
Przyjaciele są daleko, daleko, ode mnie, ode mnie
Gdy mam wreszcie czas dla siebie

Kiedy sobie wspominam
Dawne dobre czasy
Czuję się jakoś dziwnie, dzisiaj noc jest
czarniejsza
Oprócz błękitnego nieba
Nic mi dzisiaj nie potrzeba

Gdzie są wszystkie dziewczęta
Które kiedyś tak bardzo, tak bardzo kochałem,
kochałem
Kto z przyjaciół pamięta, ile razy dla nich
przegrałem

W gardle zaschło mi
I butelka zupełnie, zupełnie już pusta, już pusta
Nikt do drzwi już dzisiaj nie zastuka
Oprócz błękitnego nieba
Nic mi dzisiaj nie potrzeba

Oprócz drogi szerokiej, oprócz góry wysokiej
Oprócz kawałka chleba, oprócz błękitu nieba
Oprócz słońca złotego, oprócz wiatru mocnego
Oprócz góry wysokiej, oprócz drogi szerokiej
Oprócz błękitnego nieba
Nic mi dzisiaj nie potrzeba 

piątek, 16 sierpnia 2013




Moje miasto                 Zbigniew Herbert


Ocean układa na dnie
gwiazdę soli
powietrze destyluje
błyszczące kamienie
ułomna pamięć tworzy
plan miasta

rozgwiazdę ulic
planety dalekich placów
ogrodów zielone mgławice

emigranci w złamanych kaszkietach
skarżą się na ubytek substancji

skarbce z dziurawym dnem
ronią drogie kamienie

śniło mi się że idę
z domu rodziców do szkoły
wiem przecież którędy idę

po lewej sklep Paszandy
trzecie gimnazjum księgarnie
widać nawet przez szybę
głowę starego Bodeka

chcę skręcić do katedry
widok się nagle urywa
nie ma dalszego ciągu
po prostu nie można iść dalej
a przecież dobrze wiem
to nie jest ślepa ulica

ocean lotnej pamięci
podmywa kruszy obrazy

w końcu zostanie kamień
na którym mnie urodzono

co noc
staję boso
przed zatrzaśniętą bramą
mego miasta

sobota, 3 sierpnia 2013



Chciałbym opisać
      Zbigniew Herbert



Chciałbym opisać najprostsze wzruszenie 


radość lub smutek 
ale nie tak jak robią to inni 
sięgając po promienie deszczu albo słońca 
chciałbym opisać światło
które we mnie się rodzi 
ale wiem że nie jest ono podobne 
do żadnej gwiazdy
bo jest nie tak jasne 
nie tak czyste 
i niepewne 
chciałbym opisać męstwo 
nie ciągnąc za sobą zakurzonego lwa 
a także niepokój 
nie potrząsając szklanką pełną wody 
inaczej mówiąc 
oddam wszystkie przenośnie 
za jeden wyraz 
wyłuskany z piersi jak żebro 
za jedno słowo 
które mieści się w granicach mojej skóry 
ale nie jest to widać możliwe 
i aby powiedzieć - kocham 
biegam jak szalony 
zrywając naręcza ptaków 
i tkliwość moja 
która nie jest przecież w wody 
prosi wodę o twarz 
i gniew różny od ognia 
pożycza od niego 
wielomównego języka 
tak się miesza 
tak się miesza we mnie 
to co siwi panowie 
podzielili raz na zawsze 
i powiedzieli 
to jest podmiot 
a to przedmiot 
zasypiamy z jedną ręką pod głową 
a z drugą w kopcu planet 
a stopy opuszczają nas 
i smakują ziemię 
małymi korzonkami 
które rano 
odrywamy boleśnie