czwartek, 30 października 2014

Ciałko                                  Jerzy Porębski





Było to w trasie, słonko skwierczało
A z podkoszulkiem sklejone ciało
Czegoś by chciało
Czegoś by chciało

Więc ja mu naprzeciw, tak dla ugody
Na grzbiet wylałam wiaderko wody
A ono - mimo, że wychłodniało
Znów czegoś chciało

No, może za dużo coś wczoraj zjadło
Może uwiera go w boku sadło
Może by chciało pójść do lekarza
Nie, nie - powtarza, nie, nie - powtarza

Na nic sposobów różnych próbuję
Ciałku wyraźnie czegoś brakuje
To się zaziębi, to się zapoci
To zechce śledzi, to znów łakoci

Więc, myślę ci ja sobie - załatwię tego drania
Nastawiam budzik pośrodku spania
I ciemną nocą to cielsko budzę
Patrzę, a ono takie jakby cudze

Kręci się, wierci, coś kryje na dnie
Lecz każdym nerwem czuję dokładnie
Że nie chce wyznać mnie - byle komu
Że bardzo lubi siedzieć w domu

Ja scenę kocham, ja scenę szanuję
Ja się na scenie bardzo dobrze czuję
Lecz wożę z sobą tę kupę złomu
Co bardzo lubi siedzieć w domu

Ludzie, chłopaki, profesorze
Kto w takiej wojnie wygrać może
Gdy ciało do powrotu zmusza
A znów na scenę ciągnie dusza

I tak dwadzieścia lat przeleciało
Ja i to ciało
Ja i to ciało
Ja i to ciało
Ja i to ciało

Ciao!


Edyta Geppert

środa, 29 października 2014



Mury ' 87 (Podwórko)     Jacek Kaczmarski 





Jak tu wyrywać murom zęby krat,
Gdy rdzą zacieka cegła i zaprawa?
Jakże gnijącym gruzem - grzebać stary świat,
Kiedy nowego nie ma czym i - na czym stawiać?
O czym dziś na podwórku śpiewać
Liszajom obsuniętych ścian,
Gdzie nawet skrawek nieba ziewa
Na widok tych - śmiertelnych ran?



We wklęsłym bruku tylko lśni
Wieczna bez dna kałuża - i
Widać w niej groby, groby, groby
Pod całunem naszych dni.


Historia się zmieniła w mułu mur,
W którym ugrzęzną myśli, wzrok i dłonie.
Staruszek w czerni, przed kapliczką łzawy chór
Rozmokły tynk, jak gąbka nieuchronnie wchłonie.
Wieczne światełko tli się jeszcze,
Grzeje się w nim w słoiku kwiat,
A za zamkniętą bramą - przestrzeń
Ślepej uliczki w wielki świat...


We wklęsłym bruku tylko lśni
Wieczna bez dna kałuża - i
Widać w niej groby, groby, groby
Pod całunem naszych dni.



Napis na murze dłużej tutaj trwa
Niż człowiek, co wydrapał go z wieczora:
Pół wieku dni podobnych do każdego dnia
Na śladach kul - tych z wojny i tych z wczoraj...
Ot, co zostaje z wielkiej rzeki
Myśli, zapachów, głosów, barw:
W murach podwórka er zacieki,
W szczelinach warstwy martwych larw.



Droga stąd już tylko w dół -
W uścisk gliny, w pleśni plusz
Pomiędzy groby, groby, groby,
Których dawno nie ma już...




sobota, 18 października 2014


Teza Don Kichota         Jacek Kaczmarski 



Czoło mi stary garnek studzi,
Niesie wierzchowiec sparszywiały,
Lecz niesie godnie.
Nie widzę celu w drodze ludzi,
Co z pragnień tworzą ideały,
A z ideałów zbrodnie.
Sancho się nadziejami łudzi,
Że będzie rządził wyspą całą,
Bo rządzić modnie.
Po co mam sługę ze snu budzić,
By z pragnień tworzył ideały,
A z ideałów zbrodnie.
Mnie byle mrzonka nie podjudzi,
W prawdziwej bom tęsknocie trwały
Miłości siodle.
Dlategom obcy pośród ludzi,
Co z pragnień tworzą ideały,
A z ideałów zbrodnie.
Sancha świat, który widzi, nudzi,
Ja go uważam za wspaniały
Podarek od niej.
Brak sensu każdy obraz zbrudzi
I z pragnień zrodzi ideały,
A z ideałów zbrodnie.
Sługa chce złudy, ja opoki,
Sługa chce złudy, ja opoki,
Myślą szlachetne tworząc fakty.
Tak wędrujemy przez epoki,
Tak wędrujemy przez epoki,
Sancho - marzyciel i ja - praktyk.




 

wtorek, 14 października 2014



Odpowiedź                                   Marian Hemar 


Nikt z nas z Ojczyzną umów nie zawierał.
Z nikim Ją pacta nie wiążą conventa,
Jak mu żyć przyjdzie, jak będzie umierał,
Że go dostrzeże w tłumie, że spamięta.
Że — choć spóźnionej — nie cofnie buławy
Odchodzącemu. Niesytemu sławy.

Nie przyrzekała oszczędzać goryczy,
Ani że słodkim będzie karmić chlebem,
Ani że łzy, czy zasługi policzy
I krzyk dosłyszy pod wysokim niebem.
Niczyje do niej nie dotrą pretensje
O "wolność", "równość", o łupy i pensje.

Jednakie wiano, łaska Jej jednaka
Złożyła w każdej kołysce dziecięcej
Muśnięciem świętych warg: miano Polaka,
By potem nie dbać, nie pamiętać więcej
I samej, dalej, w mrozach i purpurach,
Skrzydłami wieków bijąc — płynąć w chmurach.

A potem nie ma już takiego sądu,
Ani władz takich, potęg ani ocen,
Ani instancji takiej, ani rządu,
Ani synodu, który byłby mocen
Wymazać z czoła, jak w paszporcie kreską
Rubrykę Polak — Jej łaskę niebieską.

Kto raz ochrzczony niewidzialnym znakiem,
Błogosławiony potem, czy przeklęty,
Będzie Polakiem, nie więcej Polakiem
Niż byle łajdak, i nie mniej niż święty.
Już nim zostanie, choćby sam się burzył,
Choćby nie chciał sam. Chociażby stchórzył.

Choćby nie wiedział. Będzie już, tak samo,
Jak bez zasługi każde dziecko, które
W pierwszym swym słowie powiedziało "mamo"
I pomyślało "niebo" patrząc w górę
I dziś wie: "ziemia" — "chleb" — "woda" i "drzewa"
I polskie słowa w polskiej piosnce śpiewa.

A ci, co krzyczą, że u nich w arendzie
Patenty zasług różnych kategorii,
Że wedle zasług będą stawać w rzędzie,
Wyznaczać działki na kartach historii —
Jeśli ci lepsze przydzielili grunta,
Ciesz się. Kupiłeś kolumnę Zygmunta.

Może cię inni Polacy wypędzą,
Wzgardą zaszczują, zelżą jeszcze w grobie,
Głodem zamorzą, zakatrupią nędzą —
Nie wiń Jej o to — Jej nie ma przy tobie.
Ale cios każdy, który w ciebie zmierza,
W Jej piersi trafia! W Jej serce uderza!

Gdy miecz i pióro z ręki ci wytrącą,
Gdy cię przemocą osaczą bezprawną,
Gdy cię "odprawią", jak z domu służącą,
By tylko śmierć ci zostawić niesławną -
Odpowiedz wzgardą. Ale w łzach nie mięknij!
Im trudniej być Polakiem — tym bądź piękniej!

Wytryśnie czasem tłumu wrzask zwycięski,
Bywają wielkie, błyszczące wiktorie,
Od których potem czarny cień, cień klęski
Upada taką plamą na historię,
Że tylko klęską można zmyć te ślady.
Nasza historia zna takie przykłady.

Zna i ordery i wieńce wawrzynów,
Które umarłym na nic — czoła palą
I są po wiekach jeszcze hańbą synów,
I zna, miotane nienawiści falą
Klątwy, co tylko mocy archanielskiej
Przydają potem trumnie — już wawelskiej.

Dulce, decorum est pro patria mori!
Ale też wszędzie, gdzie walczący pada
Twarzą do wroga — jest pole Cecory.
I tam się Polska nad nim chyli, blada,
Choćby w swym boju sam jeden był całem
Wojskiem i sam był wojska generałem.

Niech tyle wskóra twoje biedne męstwo,
Że z takich setek i setek tysięcy
Klęsk bezimiennych — Jej wielkie zwycięstwo
Powstanie kiedyś. Nie trzeba więcej
W godzinie śmierci i w obliczu trumny.
To dość — by wnuk twój mógł być z ciebie dumny.

Nie trzeba więcej. Nie trzeba nadziei.
Potrzebny tylko jeden krzyk Rejtana.
Czasem potrzebna jedna śmierć Okrzei.
Chociażby bitwa była już przegrana
I sztandar w prochu, choćby go deptali
Ktoś jeszcze zginął. Więc wojna trwa dalej! 


 



1938

wtorek, 7 października 2014


Słoń                  Zbigniew Herbert

Właściwie słonie są bardzo wrażliwe i nerwowe.
Mają bujną wyobraźnią, która pozwala im niekiedy
zapomnieć o swoim wyglądzie. Kiedy wchodzą do wody,
zamykają oczy. Na widok własnych nóg wpadają w
rozdrażnienie i płaczą.
Sam znalem słonia, który zakochał się w kolibrze. Chudł,
nie spał i w końcu umarł na serce. Ci, którzy nie znają natury
słoni, mówili : był taki otyły.









.