czwartek, 3 marca 2011

Diabeł rodzimy       Zbigniew Herbert

    1
Przybył z Zachodu na początku dziesiątego wieku. Zrazu
tryskał energią i pomysłami. Wszędzie słychać było stuk jego kopyt.
Powietrze pachniało czarcio. Ten dziewiczy kraj, bliżej piekła
niż nieba, wydawał się jego ziemią obiecaną. Chwiejna dusza ludu
aż prosiła się o chrzest ciemnego ognia.
Na pagórkach chwiały się dzwonnice. Mnisi piszczeli jak myszy.
Lały się konwie święconej wody.

2
Zamki i miasta oddał w arendę magistrom alchemii i szalbierzom
magii. Sam wbił się dziesięcioma pazurami w zdrowe
mięso narodu - chłopów. Wchodził w ciało głęboko; ale nie
pozostawiał śladu. Matkobójcy klecili wotywne kapliczki. Upadłe
dziewczęta podnosiły się. Opętani uśmiechali się głupkowato.
Aniołom wiotczały mięśnie. Ludzie popadali w tępą cnotę.

3
 Bardzo szybko opuścił go zapach siarki. Zaczął pachnieć
niewinnie sianem. Rozpił się trochę. Opuścił zupełnie. Jeśli wejdzie
do obory, nie zawiąże krowom ogonów. Nie drażni nawet nocą
babskich sutek.
Ale przeżyje wszystkich. Uparty jak kąkol, leniwy jak łopuch.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz