wtorek, 30 lipca 2013

Boże                     Jan Twardowski





Darwin znikł z długą brodą posiwiały małpy
Wolter już jak nekrolog w kąciku humoru
nawet Kopernik zmalał choć obracał Ziemię
spaniel życzy przed sklepem krótkiego ogonka

wszystko na pysk zbity wali się bez Ciebie

czwartek, 25 lipca 2013



Pod niebem pełnym cudów   
 Adam Nowak  Raz Dwa Trzy







Pod niebem pełnym cudów
nieruchomieję z nudów
właśnie pod takim niebem
wciąż nie wiem czego nie wiem

światło z kolejnym świtem
ciągle nazywam życiem
które spokojnie toczy
swą nieuchronność nocy


ten błękit snów i pragnień
niejeden z nas odnajdzie
a niechby zaszedł za daleko
pewnie zostanie tam

pod cudnym niebem jeszcze
każdy choć jedno miejsce
być może ma i chwilę
gdy godnie ją przeżyje

bo nieba co w marzeniach
spełnia się albo zmienia
skłonni jesteśmy szukać
do bram jego ciężkich pukać


ten błękit snów i pragnień
niejeden z nas odnajdzie
a niechby zaszedł za daleko
pewnie zostanie tam
spójrz gwiazdy matowieją
i niczym się nie mienią
zwykliśmy je zaklinać
i szczęście swoje mijać

bo w niebie z którego dotąd
nie wrócił nikt bo po co
wieczna sączy się struga
przyjemnej wiary w cuda


ten błękit snów i pragnień
niejeden z nas odnajdzie
a niechby zaszedł za daleko

pewnie zostanie tam



czwartek, 18 lipca 2013


Być niezauważonym                        
Jan Twardowski


Być nie zauważonym by spotkać się z Tobą
nie czytanym zbytecznym
właśnie byle jakim
przekreślonym do końca nonszalancją ręki
aromatem nie mocnym jeszcze nie poznanym
tuż pomiędzy goździkiem pieprzem i migdałem
fotografią nieważną bo niedokąpaną
liryzmem co się siebie coraz więcej wstydzi


książką którą się kładzie wciąż jedną na drugiej
jabłkiem po gruszce zawsze trochę kwaśnym
rakiem trzymanym w koszu z pokrzywami
włosami co odchodzą jak myszy po cichu
szczygłem co chciał przyfrunąć lecz umarł wysoko
z ogonem tak leciutkim że ponad rozpaczą
biedronką zapomnianą gdy przechodzą żuki
świętym któremu w czas remontu utrącono głowę
niech będzie niewidzialnym skoro stał się dobrym



poniedziałek, 15 lipca 2013



I to tylko wiem                         
Raz Dwa Trzy



Wszystkiego jest mało, niczego jest w brud.
Pomyślę zbyt śmiało, to braknie mi słów,
więc milczę zawzięcie, czekam na znak,
by mogło być pięknie, bo nie jest aż tak.

W modlitwie  śpi anioł, zmęczony jak stróż.
Anioły tak mają czekając na cud.
Wiedzą najpewniej z wyroczni prawd,
że może być pięknie, chodź nie jest aż tak.

Nie jak się zdawało, inaczej, a więc
jest tak, jak być miało i tylko to wiem.
i tylko to wiem 

Od bzdur, które w poprzek przez ból albo sen,
nim staną się dobrem, jak cisza i biel,
tak puste zaklęcie zesnuje się wspak.
Nie musi być święte, bo nie jest aż tak.

Nie jak się zdawało ,inaczej, a więc
jest tak, jak być miało i tylko to wiem.
i tylko to wiem 

czwartek, 11 lipca 2013

Jak się nazywa     Jan Twardowski





Jak się nazywa to nie nazwane
jak się nazywa to co uderzyło
ten smutek co nie łączy a rozdziela
przyjaźń lub inaczej miłość niemożliwa
to co biegnie naprzeciw a było rozstaniem
wciąż najważniejsze co przechodzi mimo
przykrość byle jaka
jak chłodny skurcz w piersi
ta straszna pustka co graniczy z Bogiem
to że jeśli nie wiesz dokąd iść
sama cię droga poprowadzi

wtorek, 9 lipca 2013



Na utratne            
Jan Kochanowski





Na przykrej skale, gdzie nikt nie dochodzi, 

Zielone drzewo słodkie figi rodzi, 
Których z wronami krucy zażywają, 
Ludzie żadnego pożytku nie mają; 
Takżeć nie wiem, z kim wszytko drudzy zjedzą, 
Każe położyć prze cię z dobrą wolą. 
A ludzie godni gdzieś na stronie siedzą.

poniedziałek, 8 lipca 2013




O zazdrości         Jan Kochanowski



Ani przyjaciel, ani wielkość złota, 

Ani uchowa złej przygody cnota; 
Przeklęta Zazdrość dziwnie się frasuje, 
Kiedy u kogo co nad ludzi czuje. 
Więc jeśli nie zje, tedy przedsię szczeka, 
A ustawicznie na twoje złe czeka. 



To na nię fortel: nic nie czuć do siebie 
A wszytko mężnie wytrzymać w potrzebie.

niedziela, 7 lipca 2013

Samotność



Samotność  
             
  Jan Twardowski

Nie proszę o tę samotność najprostszą
pierwszą z brzega
kiedy zostaję sam jeden jak palec
kiedy nie mam do kogo ust otworzyć



nawet strzyżyk cichnie choć mógłby mi ćwierkać
przynajmniej jak pół wróbla
kiedy żaden pociąg pośpieszny nie spieszy się do mnie
zegar przystanął żeby przy mnie nie chodzić
od zachodu słońca cienie coraz dłuższe
nie proszę Cię o tę trudniejszą
kiedy przeciskam się przez tłum
i znowu jestem pojedynczy
pośród wszystkich najdalszych bliskich
proszę Ciebie o tę prawdziwą
kiedy Ty mówisz przeze mnie
a mnie nie ma

czwartek, 4 lipca 2013

wilk i owieczka



Wilk i owieczka              
Zbigniew Herbert


Mam cię - powiedział wilk i ziewnął. 
Owieczka obróciła ku niemu załzawione oczy. - Czy musisz mnie zjeść? 
 Czy to naprawdę jest konieczne? 
- Niestety muszę. 
Tak jest we wszystkich bajkach: 
Pewnego razu nieposłuszna owieczka opuściła mamę. W lesie spotkała złego wilka, który... - Przepraszam, nie jest tu las, 
tylko zagroda mego gospodarza. 
 Nie opuściłam mamy. Jestem sierotą. 
Moją mamę zjadł takie wilk. 
- Nic nie szkodzi. 
Po śmierci zaopiekują się tobą autorzy pouczających czytanek. 
Dorobią tło, motywy i morał. 
Nie miej do mnie żalu. 
Pojęcia nie masz, jak to głupio być złym wilkiem. 
Gdyby nie Ezop, 
usiedlibyśmy na tylnych łapach
i oglądalibyśmy zachód słońca. 
Bardzo to lubią. 
Tak, tak, kochane dzieci. 
Zjadł wilk owieczkę, a potem oblizał się. 
Nie naśladujcie wilka, kochane dzieci. 
Nie poświęcajcie się dla morału.

poniedziałek, 1 lipca 2013




Jonasz                       
Zbigniew Herbert


I nagotował Pan rybę wielką 
żeby połknęła Jonasza 
Jonasz syn Ammitaja 
uciekając od niebezpiecznej misji 
wsiadł na okręt 
płynący z Joppen do Tarszisz 
potem były rzeczy wiadome 
wiatr wielki burza 
załoga wyrzuca Jonasza w głębokości 
morze staje od burzenia swego 
nadpływa przewidziana ryba 
trzy dni i trzy noce 
modli się Jonasz w brzuchu ryby 
która wyrzuca go w końcu 
na suchą ziemię 
współczesny Jonasz 
idzie jak kamień w wodę 
jeśli trafi na wieloryba 
nie ma czasu westchnąć 
 uratowany 
postępuje chytrzej 
niż biblijny kolega 
drugi raz nie podejmuje się 
niebezpiecznej misji 
zapuszcza brodę 
i z daleka od morza 
z daleka od Niniwy 
pod fałszywym nazwiskiem 
handluje bydłem i antykami 
agenci Lewiatana 
dają się przekupić 
nie mają zmysłu losu 
są urzędnikami przypadku 
w schludnym szpitalu 
umiera Jonasz na raka 
sam dobrze nie wiedząc 
kim właściwie był 
parabola 
przyłożona do głowy jego 
gaśnie i balsam przypowieści 
nie ima się jego ciała