poniedziałek, 22 listopada 2010

Wołowiec





Wołowiec



Niebo jest orzeźwiające. Niebieskie. Słonce biegnie długimi krokami wzdłuż wiejskiej drogi donikąd i woła do mnie: odmaluj to. Odmaluj. Jakby uważało, że jestem jakimś Janem van Goyenem. Albo jakby nie dowierzało zdolności mojej siatkówki.

Oko- narzędzie estetyki- jest autonomiczne. Suwerennością ustępuje jedynie łzie.
Łzę można w Beskidach uronić z wielu przyczyn. Choćby z tego powodu, że "łza jest przeczuciem oka, co je czeka w przyszłości.




Otwarte drzwi cerkwi. Zapach kadzidła i pajęczyn...
Hospody pomyluj-
Widok desek "farbami i kurzem się trzęsących. Drewniane anioły, "posiwiałe od śniegu, niecałe od zacieku...
Hospody pomyluj-
Sw. Księga, niepewność, spojrzenie popa, pokorny pocałunek...
Hospody pomyluj-
Turystka. Tu mniej wrażliwa na czyste wartości estetyczne architektury, bardziej wsłuchana i wpatrzona w "Hospody pomyluj...
"Mszy słucha się najlepiej, gdy nie rozumie się języka. Ignorancja przy takich okazjach sprzyja skupieniu nie mniej niż kiepskie oświetlenie.
Łagodne dotkniecie wyobcowania. Jakie dotyka wielu ludzi, przeniesionych w cudze miejsca. Świadomość, że to, co się wokół mnie dzieje, nie bierze mnie w rachubę. Czuje się zbędna.









 *****
 

Krajobraz samotny i pełen melancholii.
Zwłaszcza, gdy przychodzi się tu o tej porze roku. Gdy jest się cudzoziemką i gdy lata radosne już nie dotrzymują towarzystwa.
Ela.G.

2 komentarze:

  1. Niebo

    Gdy niebo staje się podłogą
    Traci przejrzystość i błękit
    Niebo bezkarnie deptać mogą
    Ludzie wyzbyci istnienia męki
    Tyle już nieudanych prób
    By witać przyszłość, żegnać przeszłość
    Zostawmy ziemi ciężar stóp
    A niebu jego niebieskość

    Jonasz Kofta

    ...jeszcze nie mogę o Wołowcu.... jeszcze....jeszcze....
    Nie wiem, czy psychoterapia bierze pod uwagę niebo...
    Jeszcze mielą słowa żarna zdarzeń. Może kiedyś ulepię coś z tej mąki...
    Dziś - tylko tyle, że było pięknie... Było....

    OdpowiedzUsuń
  2. Zanim znajdę uspokojenie w swoich myślach o Wołowcu, zanim dolina podzielona na pół, na dwie strony, dwie pory roku, dwa domy, dwa spacery, 8/6 spojrzeń i punktów widzenia, szron i tęczę, nadzieję i jej zanik, radość i rozpacz i wiele jeszcze dwoistości - stanie się przyjazną kolebką obu wspomnień, zaśpiewam sobie taką piosnkę:

    Z Barańczaka

    Niech Pan zajmie mi miejsce,
    którego tak mało
    między tym ze świecznika
    a tym ze śmietnika
    (bo stoją bliżej siebie, niż na to wygląda,
    z ich ciał, zbratanych ściskiem, ten sam śpiewa pot:

    chociaż cię dławimy

    chociaż cię dławimy

    ale cię zbawimy

    ale cię zbawimy

    niech Pan to miejsce trzyma
    dla mnie, ja tu wrócę
    między tych z samogonem
    a tych z samochodem
    (mimo że obie strony odmówią mi wstępu,
    z oczu, bliźniaczo obcych, ten sam zabrzmi wzrok:

    chociaż cię ranimy

    chociaż cię ranimy

    ale cie chronimy

    ale cie chronimy);

    nie pomoże ucieczka
    w podróż, w sen czy w siebie:
    między tytułowanych
    a tatuowanych
    i tak powrócę, Panie (bo jedni i drudzy
    gdzieś z pokrewnego środka skandują tę krew:

    choć cię kaleczymy

    chociaż tratujemy

    ale cię leczymy

    ale ratujemy

    choć cie kaleczymy

    chociaż tratujemy

    ale cie leczymy

    ale ratujemy

    OdpowiedzUsuń