poniedziałek, 1 lipca 2013




Jonasz                       
Zbigniew Herbert


I nagotował Pan rybę wielką 
żeby połknęła Jonasza 
Jonasz syn Ammitaja 
uciekając od niebezpiecznej misji 
wsiadł na okręt 
płynący z Joppen do Tarszisz 
potem były rzeczy wiadome 
wiatr wielki burza 
załoga wyrzuca Jonasza w głębokości 
morze staje od burzenia swego 
nadpływa przewidziana ryba 
trzy dni i trzy noce 
modli się Jonasz w brzuchu ryby 
która wyrzuca go w końcu 
na suchą ziemię 
współczesny Jonasz 
idzie jak kamień w wodę 
jeśli trafi na wieloryba 
nie ma czasu westchnąć 
 uratowany 
postępuje chytrzej 
niż biblijny kolega 
drugi raz nie podejmuje się 
niebezpiecznej misji 
zapuszcza brodę 
i z daleka od morza 
z daleka od Niniwy 
pod fałszywym nazwiskiem 
handluje bydłem i antykami 
agenci Lewiatana 
dają się przekupić 
nie mają zmysłu losu 
są urzędnikami przypadku 
w schludnym szpitalu 
umiera Jonasz na raka 
sam dobrze nie wiedząc 
kim właściwie był 
parabola 
przyłożona do głowy jego 
gaśnie i balsam przypowieści 
nie ima się jego ciała