Okres, w którym liście opadają w
tym kraju z drzew, łączy się zazwyczaj z okresem wiatrów.
Gdy idzie się z
wiatrem, liście biegną z tyłu; gdy się wychodzi, odchodzi z domu, są one jak
wierne pieski, które toczą się po ziemi, odprowadzając kawałek drogi na ostatnie
pożegnanie, czy też jak oswojone ptaszki, pisklęta rude, żółte, brązowe,
śmiesznie i niezgrabnie podskakując wydłużanym stadem i czepiające się cholew
albo nogawic spodni. Wiatr zadmie, i w swoim dziecinnym ferworze liście
jesienne robią minę, jakby nigdy nie miały zamiaru opuścić podróżnego, a owszem
toczyć się za nim aż na kraj świata, a nawet zawadiacko wyprzedzają go na
ścieżce. Zwłaszcza liście klonowe na swych pogiętych nóżkach okręcają się
młynkiem i wyczyniają tyle szmeru, że ścieżka wydaje się być żywą. Wierzyć im
jednak nie można. Cała hałastra zatrzyma się nagle i układa w błocie na płask.