sobota, 16 lipca 2011

Kiedy się obudziłem           Jarosław Marek Rymkiewicz



Kiedy się obudziłem, Polski już nie było
Na skwerze przed Teatrem, jak za Paskiewicza,


Małe włochate konie kozackich szwadronów
Szczypały suchą trawę, krzyczeli setnicy


I słychać było śpiew w nieznanej mowie
I zgrzyt harmonii, a słowa piosenki


Mówiły, że się, stało co się miało stać.
I dym z porannych ognisk, przy których się grzali,


Szedł nisko, nad grobami, które wykopano
Przed Wizytkami, przed Bristolem, wszędzie.


I jak przed wielu laty, Lwowska, Nowowiejską
Wychodziliśmy z miasta długimi kolumnami


Pchając dziecinne wózki, dźwigając walizki,
Jak na zdjęciach z Powstania, ci którzy przegrali,


I wzdłuż Politechniki, gdzie przy barykadzie
Czekali na nas uśmiechnięci Niemcy


Dzieląc nas na tych, którzy pójdą do obozu
I na tych, którzy będą rozstrzelani.


Zgrzytając obracała się wieżyczka z działem.
I pomyślałem, ze nie warto dłużej żyć.


Bo Polski już nie było, więc niech mnie zabiją.
A kiedy znów się obudziłem, mój syn szedł do szkoły.


Huczało poranne miasto, więc jeszcze nie czas.


                                             wrzesień 1982,














.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz