Poeta Czesław Miłosz
On powie tym, co wiernych liczą,
Że powołaniu służył swemu.
Zaśmieją się i nie dosłyszą.
Bawiąc się zapytają:" Czemu?"
Późno zrozumie, osaczony,
Kiedy go zwarty szyk otoczy,
Że nie ma w taki dzień obrony,
Bo nikt mu nie śmie spojrzeć w oczy.
I język jego z dwu-płomienia,
Co śmierć zadaje niewidzialną,
Do ostatniego będzie tchnienia
Kąsać satyrą pożegnalną.
Spojrzy w twarz swoich wielkich braci:
W ich słowach była prawda szczera,
Powinien wiedzieć, jak się płaci,
Kto z młodu zawód ten obiera.
Usłysz, gdy go chirurg weźmie:
"My krzywdy twojej tu nie chcemy,
Pierś otworzymy bezboleśnie,
Węgiel gorący z niej wyjmiemy.
Żyć będziesz od cierpienia wolny.
Poczytność damy ci i sławę.
Niech wiersz twój, zamiast toczyć wojny,
Kształcącą ludziom da zabawę".
Stanie się tak i popiół szary
Zakryje strony jego pisma.
Choć będą śniły się koszmary
Nikt do nich głośno się nie przyzna.
A ty nie raduj się, człowieku,
Że zgon poety grają bębny.
Z płaczem go wspomną wnuki wieku.
Bardziej niż sądzisz, był potrzebny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz