A niechże was połamie wszystkich
Z waszą „lekkością dialogu”,
Z tym małpowaniem bzdur paryskich,
Z węszeniem wiecznym zdrad i rogów!
Z waszym subtelnym dowcipuszkiem,
Wykwintem, paradoksem, Francją,
Pyjamą, damą, elegancją,
Kochankiem i kokocim łóżkiem!
Bodaj was sparło z „żywą akcją”,
Potoczystością scen kretyńskich!
Wbiłbym wam w brzuchy z satysfakcją
Rogi rogaczów waszych świńskich!
A niech wam wjedzie ostrym kątem
Każdy małżeński trójkąt chamski
Cholera w bok pod żebro piąte,
Skisłe szekspiry majtek damskich!
Bodajście karki poskręcali,
Fidrygałgany i pieszczochy,
Nim znów się który rozmigdali
Na temat kołdry i pończochy!
Za aforyzmy o miłości,
Za błyskotliwość, zręczność wreszcie,
Czas, by wam kto zgruchotał kości:
- W łóżku na scenie z bólu wrzeszczcie!
O, to mi będzie widowisko:
Gdy się w francuskim łóżku kurczy
Złojony kijem za to wszystko
Nasz nonszalancki dramaturczyn!
Kiedy w wytwornym tym szpitalu
Śmiać się z uciechy będą twarze,
Że klituś, bajduś, cacuć, laluś
Ma pod Syjamka swą – bandaże!
To ci, dopiero sukces będzie!
Wtedy zabawisz się, Warszawo!
Ja też usiądę w pierwszym rzędzie
I będę krzyczał: „Autor! Brawo!”.