czwartek, 29 marca 2012






"O umarłych, którzy się chwalą"                   Jan Twardowski 
 
 

Może umarli w niebie chwalą się, na co kto umarł:
- Ja umarłem na grypę.

- A ja na katar.
- A ja nie wiem na co, bo stale umiera się nie na to,
na co się choruje.
- Mnie serce przestało bić.
- A mnie kopnął koń.
- A ja wyleciałem przez okno.
- Połknąłem igłę.  
- Zakrztusiłem się ogórkiem.
- Umarłem, bo nie miałem lekarstwa.
- A ja umarłem, bo miałem za dużo lekarstw.
- Pomyliłem się i zatrułem się grzybami.
- A ja dlatego, że bawiłem się zapałkami
i dom się spalił.
- A ja to nawet nie zauważyłem, kiedy umarłem.
Wszyscy jednak milkną,
kiedy wychodzi Ojciec Maksymilian Kolbe,
wydelegowany przez Anioła Stróża do piekła,
Ojciec Kolbe, który nawet po ciemku
nie stracił jasnej twarzy, i mówi:
- A ja umarłem dlatego, bo nie pamiętałem
o sobie samym, ale o innych.

środa, 28 marca 2012


Zmierzch wieku             Jacek Kaczmarski



Zmierzchem wieku płonie obręcz horyzontów,
Skaczą przez nią tresowanych plemion lwy.
Świecą ogniem widowiska
Chciwych widzów mroczne fronty
Płomień pryska, przypalonej sierści swąd
W powietrzu drży


Zmierzchem wieku w cieniu zamków i bazylik
Morze głów szturmuje port jarmarcznych bud.
Grzebią w skarbach trędowaci,
W cenie jest waluta chwili,
Każdy płaci, by przed głodem
Ustrzegł bogactw choćby łut.


Grzmią kazania proroków złowrogich,
Charyzmatyków gniewnej przestrogi:
Nie uniknie nikt kary
Za bluźnierstwo niewiary!
Koniec świata się zbliża,
Zejdzie Bóg gniewny z Krzyża
Z tarczą śmierci i mieczem pożogi!


Zmierzchem wieku nimf korowód płynie z lasów,
I w satyrów kozionogich zmienia tłum;
Pijcie rozkosz z naszych źródeł
Bo nie macie wiele czasu,
Udo udem pocierając
Szerzą pożar żądz i dżum.


Zmierzchem wieku któż by słuchał filozofów,
Nikt nie czyta wciąż przepisywanych ksiąg.
Tyle razy już zawiodły
Najmądrzejsze nawet strofy,
Świat jest podły, los człowieka -
Przechodzenie z rąk do rąk.


Grzmią kazania proroków złowrogich,
Charyzmatyków gniewnej przestrogi:
Nie uniknie nikt kary
Za bluźnierstwo niewiary!
Koniec świata się zbliża,
Zejdzie Bóg gniewny z Krzyża
Z tarczą śmierci i mieczem pożogi!


Zmierzchem wieku milcząc sączą dyplomaci
Wino grzane wrzawą, przyprawiane krwią.
Liczą w sztabach sekretarze
Ile zyskał kto i stracił,
Łuna w twarze bije z okien zatrzaśniętych -
Szyby drżą.


Ścierwojady węszą słodki czas przesytu,
Instynkt mordu z piskląt wydobywa pisk.
Zapowiada nocny skowyt
Łów bezkarny aż do świtu,
Z wiekiem nowym - trzodę w jarzmo,
Kółko w nos, wędzidło w pysk.


Głoszą czarno na białym dekrety
Poprawioną marszrutę planety:
Niepokornym - pręgierze!
Za posłusznych - pacierze!
Tłuszczy - tłusta omasta!
Władzy - władza i basta!
Szczelny knebel łask - dla poety!

poniedziałek, 26 marca 2012


Odpowiedź na ankietę "Twój system wartości"                          Jacek Kaczmarski

Polityka mi wisi
Dorodnym kalafiorem.
Błogosławieni cisi
I ci, co pyszczą w porę.
Historia mnie nie bierze,
Literatura nudzi.
Ja tam dziś w nic nie wierzę,
A już na bank - nie w ludzi.
Nawet drzewa twardnieją, by przeżyć,
Co tu mówić o ludziach, frajerzy!


A jak się urządzili
Ci z władz i z opozycji?
Ten bił, a tego bili -
Obydwaj dziś w policji.
Więc żaden mnie nie skusi
Na byle ćmoje-boje.
Błogosławieni głusi
I ci, co słyszą swoje.
Nawet drzewa, by przeżyć, korzenie
Zapuszczają głęboko pod ziemię.


Katabas kirchę wznosi
Nie dla nas, a dla Pana.
Więc jakby sam się prosił
By z glana kapelana.
Mnie tego nikt nie wrzepi,
Ja chcę mieć święty spokój.
Błogosławieni ślepi
I ci, co widzą w mroku.
Nawet drzewa rosną w ciemnościach
W dupie mają - na czyich kościach.


Mnie nie rajcuje kasa,
Kwatera czy gablota.
Jak trafię skórę - klasa -
Pieroga wyłomotam.
Wykaże test, żem HIVnik,
To w żyłę - i odjadę.
Błogosławieni sztywni
I ci, co żyją z czadem.
Nawet drzewa próchnieją przedwcześnie
A przecież istnieją - bezgrzesznie.
Jacek Kaczmarski
4.2.1995

czwartek, 22 marca 2012



Kot                               Zbigniew Herbert




Jest cały czarny, lecz ogon ma elektryczny.   Gdy śpi
na słońcu, jest najczarniejszą rzeczą, jaką sobie można
wyobrazić. Nawet we śnie łapie przerażone myszki. Poznać
to po pazurkach, które wyrastają mu z łapek. Jest strasznie
miły i niedobry. Zrywa z drzew ptaszki, zanim dojrzeją.

wtorek, 20 marca 2012




Węgrom                         Zbigniew Herbert


Stoimy na granicy
wyciągamy ręce
i wielki sznur z powietrza
wiążemy bracia dla was

z krzyku załamanego
z zaciśniętych pięści
 
odlewa się dzwon i serce
milczące na trwogę

proszą ranne kamienie
prosi woda zabita
stoimy na granicy
stoimy na granicy

stoimy na granicy
nazywanej rozsądkiem
i w pożar się patrzymy
i śmierć podziwiamy

1956

 

wtorek, 13 marca 2012




Czułość                             Zbigniew Herbert




Cóż ja z tobą czułości w końcu począć mam
czułości do kamieni do ptaków i ludzi
powinnaś spać we wnętrzu dłoni na dnie oka tam
twoje miejsce niech cię nikt nie budzi 

Psujesz wszystko zamieniasz na opak
streszczasz tragedię na romans kuchenny
idei lot wysokopienny
zmieniasz w stękania eksklamacje szlochy
 

Opisać to jest zabić bo przecież twoja rola
siedzieć w ciemności pustej chłodnej sali
samotnie siedzieć gdy rozum spokojnie gwarzy
w oku marmurów mgła i krople toczą się po twarzy








,

czwartek, 8 marca 2012

Żona                 Aleksander Fredro


Mądra żona - za nos wodzi
Spokojności - piękna szkodzi,
Brzydka - wkoło straszy ludzi,
Głupia - prędko męża znudzi. -

Jeśli środek dobry wszędzie,
Więc i w żonie dobrym będzie:
Niech ma rozum dla kobiety,
Nie szukając z dzieł zalety,

Grzeczna, miła i przystojna,
Ani sknera, ani hojna,
Nie mruk i nie rezolutna,
Nie szalona i nie smutna,

W żądaniach zawsze mierna,
Nade wszystko bardzo wierna.
Takiej żony mi potrzeba,
Gdy mi lata dały Nieba.